W utworze Władysława Broniewskiego "Ballady i romanse" podmiot liryczny opowiada o miasteczku zburzonym najprawdopobniej w czasie bombardowania.Bohaterką jest t…
"Romantyczności" Mickiewicza się tam nauczyłem na pamięć, mogę powiedzieć; “Słuchaj dzieweczko, ona nie słucha…”. Wymagała żeby jej pan pomagał utrzymywać dom? Nie, ale jak
'Słuchaj dzieweczko!— Ona nie słucha. —To dzień biały! to miasteczko!' Tym właśnie fragmentem z 'Romantyczności' Adama Mickiewicza aktorzy Szkolnego Teatru Poezji wprowadzili publiczność w niezwykły nastrój. Potem zabrano nas nad brzeg Świtezi, by następnie wspomnieć o pewnym 'najrańszym kwiatku'.
W sumie wiesz, że powinieneś, ale Właśnie, jaka jest Twoja wymówka? Też nie masz czasu? Zapraszam Cię do przeczytania nowego posta na
Maryla / Beata Rybotycka Zakochany był nieprzytomnie, Do Tuchanowicz przyjeżdżał do mnie. Kudłaty był, jak litewski łoś. Ale już wtedy w oczach
Słuchaj, dzieweczko! Chór: Ona nie słucha. Starzec: Ufajcie memu oku i szkiełku, Nic tu nie widzę dokoła. Chór: Ona nie słucha. 7. Finał. Na tle piosenki Zaklinanie, czarowanie wszyscy wykonawcy wychodzą na scenę. Ustawienie w dwóch rzędach. Chór zdejmuje maski. Rozdawanie publiczności poczęstunku. Chór (pojedynczo): Dziewczyna
określ formy gramatyczne odmiennych części mowy występujących w zdaniu: Słuchaj dzieweczko- ona nie słucha, to dzień biały, to miasteczko. Proszę pomóżcie!!
Attached: Słuchaj, dzieweczko! Ona nie słucha. „Tak, nie istnieję. Co oznacza, że nigdy nie zobaczysz moich cycków. Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno.”
Słuchaj dzieweczko! - ona nie słucha. Przesunął więc ręką od piersi do brzucha. Buch - jak gorąco! Uff - jak gorąco! Tyżeś to w nocy? To ty Jasieńku? Jam ci najdroższa! Więc wchodź pomaleńku! I wszedł w nią powoli jak żółw ociężale. Ruszył - dwa razy - wolniutko ospale. Szarpnęła się trochę. Przyciągnął z mozołem.
Oto przykład ballady: Ballady i romanse – Władysław Broniewski „Słuchaj dzieweczko! Ona nie słucha. To dzień biały, to miasteczko.” Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha, po gruzach biega naga, ruda Ryfka, trzynastoletnie dziecko. Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku.
jWOAUf. Pisałam kiedyś szerzej o poezji Władysława Broniewskiego i o nim samym . Dziś do niego powracam.... za mało jego poezji w moim blogu. Za bardzo i za długo tkwią we mnie uprzedzenia z czasach PRL-u, gdy władze wykorzystywały jego twórczość do celów propagandowych i głównie ta część jego poezji, która była pisana na tzw. zamówienie społeczne była najbardziej znana mojemu Kolberger, często recytował jego wiersze w audycjach radiowych „ Lata z radiem” i zaliczał go do swoich ulubionych poetów. Dostrzegał piękno liryk poety .... często bardzo refleksyjnych... dużo w nich rozmyślań o nieuchronności przemijania, ludzkiego i własnego cierpienia, ucieczki w marzenia i wspomnienia.„Przypływ”- jeden z wielu wierszy Władysława Broniewskiego recytowanych przez Krzysztofa Kolbergera w „Lecie z radiem”.W morze spienione, w szumiące morze gwiazdy spadały i nikły. Oto ci serce dzisiaj otworzę - To przypływ, miła, to przypływ! Nocy tej księżyc poszedł na przełaj przez srebrne wody Śródziemne, fala do brzegu szła i ginęła, jak giną słowa daremne, fala ginęła, fala wracała, jak miłość, której nie trzeba, i obojętna gwiazda spadała z obojętnego nieba. Miłość konała, jak na gruźlicę konają piękni i młodzi, i w konającej patrzałem lice z rozpaczą, że już sercu: "Milcz o miłości, serce uparte i dumne" - a miłość rosła we mnie jak kościół, dokąd wniesiono już trumnę. Słowa miłości, słowa rozpaczy zdławiła noc głuchoniema. Kochać - to znaczy: dotknąć, zobaczyć, a ciebie nie ma... nie ma... Nocy tej przypływ bił o wybrzeże zagniewanymi falami. Byliśmy prości, byliśmy szczerzy, byliśmy smutni i sami. I słów nie było. I niepojęta tkliwość złączyła nam dłonie... Ja nie pamiętam, nie chcę pamiętać, że miłość była w agonii! Ach! ona świeci blaskiem wspaniałym w gwiazd spadającym hymnie! Gwiazdy - to mało, morze - to mało, jeżeli miłość jest przy mnie, bo wtedy mogę ująć w ramiona świat od miłości mej szerszy falą wezbraną, falą szaloną nie napisanych wierszy... Miła, ja płaczę... Gwiezdny alkohol ma posmak cierpki i przykry. Fala powraca szemrząc ci: "Kocham". To przypływ, miła, to przypływ. Przypływ - recytują: Anna Romantowska i Krzysztof Kolberger .„Ballady i romanse" Władysława Broniewskiego to jeden z jego utworów, budzących we mnie wspomnienie czasów okupacyjnych. Byłam dopiero 6 letnim dzieckiem, ale wiedziałam już, że Żydów się morduje, i wyrzuca do getta. Widziałam przez okno jak wywleczono rodzinę żydowską ze sklepiku naprzeciwko i podpalono im mieszkanie. / niestety brali w tym udział najbliżsi sąsiedzi żydowskiego sklepikarza/ Pamiętam codzienne odwiedziny żydowskiej dziewczynki Lodzi w wieku ok. 10 lat pukającej do drzwi mieszkańców naszego domu. Te drzwi zawsze były dla niej otwarte , wszędzie karmiono ją i zaopatrywano w jedzenie na wynos. Być może zanosiła je rodzinie w getcie. Do nas też przychodziła, dostawała od babci obiad i coś jeszcze na później.. Odbywało się to jakby pod nadzorem władzy...... na parterze mieszkał policjant z rodziną, i kilkuletnią córeczką. Tak jak inni oni również pomagali Lodzi…. Po pewnym czasie Lodzia przestała przychodzić . Być może ktoś dopomógł jej w znalezieniu rodziny, która ją przygarnęła. Ale mogło ją spotkać to najgorsze… Nigdy się tego nie dowiem…. Mam tylko nadzieję, że jak w pięknym wierszu Gałczyńskiego „Dziecko żydowskie” - (… ) Dzisiaj jest dobrze, prawda, moje dziecko? Kwiaty znów pachną. Gwiazdy znów migocą.(...) Maria Uchytłova CzechyBallady i romanse „Słuchaj dzieweczko! Ona nie słucha... To dzień biały, to miasteczko..." Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha, po gruzach biega naga, ruda Ryfka, trzynastoletnie dziecko. Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku. (Uciekaj, uciekaj Ryfka!) "Mama pod gruzami, tata w Majdanku..." Roześmiała się, zakręciła się, znikła. I przejeżdżał znajomy, dobry łyk z Lubartowa: "Masz, Ryfka, bułkę, żebyś była zdrowa..." Wzięła, ugryzła, zaświeciła zębami: "Ja zaniosę tacie i mamie." Przejeżdżał chłop, rzucił grosik, przejeżdżała baba, też dała cosik, przejeżdżało dużo, dużo luda, każdy się dziwił, że goła i ruda. I przejeżdżał bolejący Pan Jezus, SS-mani go wiedli na męki, postawili ich oboje pod miedzą, potem wzięli karabiny do ręki. "Słuchaj, Jezu, słuchaj, Ryfka, sie Juden, za koronę cierniową, za te włosy rude, za to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni, obojeście umrzeć powinni."I ozwało się Alleluja w Galilei,i oboje anieleli po kolei,potem salwa rozległa się głucha..."Słuchaj, dzieweczko!...Ona nie słucha.. "Kończę optymistycznym wierszem Władysława Broniewskiego.... posłuchajmy poety powtarzając za nim - " że to życie coś warte" Gulbinowicz*** (Jak to przyjemnie...) Jak to przyjemnie otworzyć oczy i zobaczyć - ba! cóż? - świat ten, i tak pięknie go radością otoczyć, i objąć światłem. Radość? Światło? No, a zgryzoty, gdy przymkniesz oczy? Żużlem burym wyda się złoto, mrok cię otoczy. Miejże oczy aż do spalenia jasno otwarte: na radość życia, radość tworzenia i że to życie coś warte.
Język polski, Współczesność Władysław Broniewski (ur. 17 grudnia 1897 w Płocku, zm. 10 lutego 1962 w Warszawie) - polski poeta, przedstawiciel liryki rewolucyjnej, tłumacz, żołnierz, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej. Władysław Broniewski - ten poeta-żołnierz, legionista Piłsudskiego, przeszedł po I wojnie światowej tę samą mniej więcej drogę co bohater "Przedwiośnia" Żeromskiego - Cezary Baryka. Stał się płomiennym bardem rewolucji, a w poczuciu solidarności z pokrzywdzonymi, rozczarowania Polską niepodległą - krajem społecznych kontrastów, zwrócił się w stronę ideologii komunistycznej. Wychowany na patriotycznej poezji epoki romantyzmu, był też typowym romantykiem z ducha: ulubiona jego figura poetycka to - jak u Żeromskiego - bohater walczący samotnie z otaczającym światem: Waryński, anarchista Bakunin czy tragiczny poeta francuski Artur Rimbaud. Choć było to nie w smak komunistom polskim, tolerowali go jednak ze względu na znaczenie jego liryki dla rozwoju idei rewolucyjnych. Sam poeta nigdy nie należał do KPP, nie był zbyt skłonny do partyjnej dyscypliny. Nigdy nie zniknęła w nim dwoistość: współistnienie zapału rewolucjonisty i żarliwego, polskiego patriotyzmu oraz dumy żołnierskiej wyniesionej z legionów. Był żywym zaprzeczeniem wyobrażeń o komuniście - sowieckim agencie, stereotypie funkcjonującym w Polsce międzywojennej. W kwietniu 1939 roku powstał słynny wiersz "Bagnet na broń" - patriotyczne wezwanie do walki ze zbliżającym się najazdem hitlerowskim. Tak płomiennych strof bojowych nie napisał wówczas żaden polski poeta. Nie wiedział jednak, że w tym samym czasie Stalin nawiązywał już nici współpracy z Rzeszą Niemiecką. Po klęsce wrześniowej przebywający we Lwowie poeta napisał wiersz "Żołnierz polski" odnoszący się do wydarzeń wrześniowych, a równocześnie swoje lewicowe poglądy wyłożył w utworze "Syn podbitego narodu", gdzie pisał: "żeby z gruzów Warszawy rósł żelbetonem socjalizm", a "hejnał mariacki szumiał czerwonym sztandarem". Padło tam również wezwanie do Białorusi i Ukrainy, by dały na drogę poecie swój "sierp i młot niepodległy". Ta patriotyczna manifestacja skłoniła NKWD do aresztowania Broniewskiego. Poeta przesiedział w więzieniu sowieckim blisko dwa lata, on płomienny komunista, którego "burżuazyjna" Polska więziła tylko dwa miesiące (po zamknięciu "Miesięcznika Literackiego"). Część jego więziennych zapisków ukazała się w PRL-u dopiero po 56 roku (w tomiku "Wierszy zebranych" - "Listy z więzienia", "Zamieć"), a i tak większość z nich, ze względu na niecenzuralne wówczas treści nie mogła zostać wydrukowana w Polsce. Wydał je Instytut Literacki w Paryżu po śmierci Broniewskiego. W zbiorku znalazły się między innymi popularna w czasie okupacji "Droga", w której wymieniał autor Wilno i Lwów, a także "Tułacza armia", obraz gehenny polskich więźniów i zesłańców w ZSRR, kreślony już po wyjściu z armią gen. Andersa: "Dobrze jest, że nas nie ma tam, gdzie zima, Kołyma, gdzie Workuty, Irkucki, Tobolski, że przez Morze Kaspijskie i przez piaski libijskie wędrujemy prościutko do Polski." Po wyjściu z więzienia wstąpił do armii polskiej i przebył z nią szlak z Uzbekistanu aż do Jerozolimy. Tam już jako pracownik czasopisma "Droga" spotkał się między innymi z Gustawem Herlingiem Grudzińskim, który poświęcił mu wkrótce potem szkic "Powrót Cezarego Baryki". U boku Polskiej Armii powstało kilka wierszy poświęconych żołnierzom-tułaczom: "Co mi tam troski", "Monte Cassino", "Wszystko nam jedno, żołnierzom". W wierszu "Homo sapiens" mowa jest o Katyniu ("grób smoleński"). Zatrzymywanie przez cenzurę wielu wierszy Broniewskiego deformowało jego obraz w świadomości czytelników. Wystarczyło jednak sięgnąć do części z tych utworów, które ukazały się w kraju, by odczytać chociażby wyjątkowo piękny manifest humanizmu, wiary w to, że tyrani przemijają ("Grób Tamerlana"). W wierszu "Do poezji" znalazła się strofa, w której poeta określił może najlapidarniej swoja ówczesną sytuację: "Życie moje podobne lustru w którym zły przegląda się los: każde prawo i każdy ustrój w całopalny rzuca mnie stos." W tomiku "Drzewo rozpaczające" wyraża poeta swoją tęsknotę do kraju, niepokój o najbliższych. Żona, którą pozostawił w Polsce znalazła się w Oświęcimiu, a poeta otrzymał fałszywą informację o jej śmierci. W rzeczywistości Maria Zarębińska umarła kilka lat po wojnie w szwajcarskim uzdrowisku. Broniewski poświęcił jej szereg wierszy: "Do umarłej", "Opowiadania oświęcimskie", "Fiołek alpejski", "Obrączka". Poeta łączył się również w swojej twórczości z losami prześladowanych Żydów. Powstały takie wiersze jak "Ballady i romanse", będący wyraźnym odwołaniem do twórczości Mickiewicza. Tu także, tak jak w "Romantyczności", przekroczone zostały granice poznania rozumowego. Poeta chce odbiorcy uświadomić bezmiar tragedii Narodu Żydowskiego poprzez odwołanie się do uczuć. Obraz obłąkanej żydowskiej dziewczynki zabitej przez hitlerowców i przywołanie słów "Słuchaj, dzieweczko!? Ona nie słucha?" nabiera szczególnej wymowy, sugeruje, że odpowiednikiem miłosnego dramatu Mickiewiczowskiego wiersza jest we współczesnej epoce dramat tragicznie spotęgowany, zbiorowy dramat śmierci. W czasie wojny pojawiły się w twórczości Broniewskiego także wiersze o zdecydowanie lżejszej tonacji, szkicowe impresje, nie pozbawione lirycznego humoru, który jest to jednak jakby uśmiechem przez łzy. Ten styl otwartego, wciąż kontynuowanego notatnika lirycznego ("Drzewo rozpaczające"), będzie charakterystyczne dla jego powojennej twórczości, gdzie pewne zwroty, motywy, obrazy systematycznie powtarzają się. Po wojnie poeta mimo swoich gorzkich doświadczeń w ZSRR zdecydował się na powrót do Polski. Z tego okresu pochodzą między innymi takie utwory jak: "Pięćdziesięciu" - hołd złożony bojownikom PPR straconym przez hitlerowców w 1942 roku; "Moja biblioteka" - spojrzenie na własną drogę rewolucyjną zawierające nawiązania do "Konrada Wallenroda". Są jednak również utwory stanowiące wezwanie do wzmożonej pracy lub opiewające obudowę kraju ("Zabrze", "Most Poniatowskiego"). Tu niestety dotarł powojenny Broniewski do granicy, której przekroczenie kładło cień na jego twórczość. Na siedemdziesiątą rocznicę urodzin Stalina napisał poemat "Słowo o Stalinie". Utwór przedrukowywany był aż do XX zjazdu KPZR, po którym nie tylko stracił na aktualności, ale stał się wręcz niecenzuralny. Było to wielkim ciosem dla twórcy, gdyż uważał swój poemat, nie bez racji, za udany artystycznie i pełen siły wyrazu, rodzaj syntezy epoki. Wkrótce też, mniej więcej od 1951 roku, od czasu ukazania się tomiku "Nadzieja" porzucił całkowicie tą tematykę. Autor skierował się w stronę nurtu lirycznego, który można by określić jako "powrót do własnych źródeł", do tradycji. Taką syntezą wspomnień z dzieciństwa oraz wszystkiego co stanowiło wyraz uczuć patriotycznych, rozkochania w ojczystym pejzażu, sztuce, były dwa cykle wierszy: "Mazowsze" (1951) i niedokończony cykl "Wisła" będący szkicem scenariuszu do filmu, który planował poeta nakręcić wraz z córką. Planów tych nie udało się zrealizować ze względu na dramatyczne wydarzenie w życiu poety - tragiczną śmierć córki Anki. Broniewski przeżył ją bardzo głęboko, a swoją boleść po stracie ukochanego dziecka wyraził w tomiku przejmujących liryków pod tytułem "Anka" (1956). Ostatnie lata życia poety przynoszą w jego liryce tendencje do zastępowania zwartej, stroficznej budowy przez konstrukcje luźniejszego, rozbudowanego obrazu, z powtarzającymi się symbolicznymi motywami, strzaskana kolumna - symbol Warszawy. Poeta przywołuje obrazy symbolizujące jego pragnienie zespolenia się z ziemią ojczystą (stary płocki dąb, posąg Światowida utopiony w Wiśle). Poeta tworzy esencje czystego liryzmu, redukuje warstwę opisową, powraca do koncepcji romantycznych i tragicznych (wiersze "Cisza", "Ociemniały"). Władysław Broniewski zmarł 10 lutego 1962 roku. Wraz z nim odeszła definitywnie do grobu jedna z ongiś żywych i przejmujących tonacji liryki polskiej w wieku XX, tzw. Nurt liryki rewolucyjnej. Nikt nie reprezentował go piękniej od Broniewskiego. Ale też chyba nikt nie został równie gorzko ukarany przez los za swoją czystą, choć czasem naiwną, rewolucyjną wiarę. Twórczość poetycka (Tomiki wierszy) Wiatraki (1925) Dymy nad miastem (1927) Troska i pieśń (1932) Krzyk ostateczny (1939) Bagnet na broń (1943) Drzewo rozpaczające (1945) Wiersze warszawskie Nadzieja (1951) Anka (1956) Nowe wiersze i inne Przekłady: Broniewski był także tłumaczem literatury rosyjskiej i niemieckiej. Tłumaczył Fiodora Dostojewskiego (Skrzywdzeni i poniżeni, Białe noce) Aleksego Tołstoja (Droga przez mękę) Mikołaja Gogola (Martwe dusze) Włodzimierza Majakowskiego Siergieja Jesienina Bertolta Brechta Żródła: teksty nadesłane Serwis matura jest serwisem społecznościowym, publikuje materiały nadesłane przez internautów i nie odpowiada za treść umieszczanych tekstów oraz komentarzy. Serwis matura dokłada wszelkich starań, aby weryfikować nadsyłane materiały oraz dbać o ich zgodność z polskim prawem.
Władysław Broniewski. Historia niezwykłaOD REDAKCJI: Tym artykułem rozpoczynamy publikacje cyklu tekstów poświęconych wybitnym Polakom. Na łamach “Wszystko Co Najważniejsze” przedstawimy historię 12 osób, które swoim wyjątkowym życiem urzekły umysły, zmiękczyły serca, zauroczyły spojrzeniem. Opowieści o osobach niejednoznacznych, wymykających się ocenie, a jednak – wybitnych. Rozpocznijmy od Władysława artykułu w „Watrze” (…) zarzucił Broniewskiemu, że pisze, o boju o polskie granice, ale nie mówi, po której jest stronie. „Z równym powodzeniem może się [ów wiersz] znaleźć w «W drodze», jak w antologii poezji sowieckiej wydanej w języku polskim i być zalecany dla świetlic żołnierskich w ZSRR” – napisał. Trzeba było mieć dużo złej woli a znacznie mniej umiejętności czytania ze zrozumieniem, żeby tak ocenić wiersz – o Władysławie Broniewskim pisze Mariusz URBANEKPierwszy wojenny tom Broniewskiego – Bagnet na broń, zawierający utwory z lat 1939–1943, ale bez zakazanych: Syna podbitego narodu i Tułaczej armii, ukazał się w czerwcu 1943 roku. Miesiąc później egzemplarz książki znaleziono w worku z pocztą we wraku wydobytego z morza Liberatora, w którym zginął generał Władysław Sikorski. Premier rządu wracał z inspekcji polskich wojsk na Bliskim Wschodzie, przesyłka przeznaczona była dla Antoniego później wyszedł wybór wierszy z lat 1925–1944, a w 1945 tłumaczone przez poetę Bajki Kornieja Czukowskiego i tom Drzewo rozpaczające. Na Drzewo… złożyły się utwory pisane w latach 1943–1944 w Palestynie. Były wśród nich liryki adresowane do Krystyny, były wiersze przepełnione nostalgią za utraconą ojczyzną i utwory polityczne, które udało się przepchnąć przez brytyjską cenzurę. Ale kilku znów nie Wszystko nam jedno żołnierzom… powstał, kiedy coraz bardziej jasne stawało się, że za sojusz aliantów ze Stalinem najwyższą cenę zapłaci Polska, tracąc Wileńszczyznę i zachodnią Ukrainę. Poeta pisał, że polscy żołnierze już dość czasu spędzili w niechcianej gościnie na Uralu i Kołymie, teraz pragną wrócić do Polski i zaprosić zimę na własną ziemię. Ile jej odmierzą politycy, na wschód i na zachód od Wisły, to jest im, żołnierzom, obojętne. Sami dojdą do Wisły i Warty, sami staną na Śląsku i nad morzem. A gdy jakiś wróg spróbuje im przeszkodzić, przewiercą mu serce będzie króciutka o Wilnie, Krzemieńcu i Lwowie. Nie damy też Nowogródka. Dlaczego? – niech Adam odpowie..Wiersz miał ukazać się w dwutygodniku „W drodze”. „Wrócił z cenzury z napisem «Please, stop»” – wspominał Weintraub. Zakazując publikacji, angielska cenzura dobrze wiedziała, co robi. Wkrótce miało się okazać, że ani Wilno, ani Lwów, ani Krzemieniec i Nowogródek nie znajdą się po wojnie w granicach Giedroyc, kierownik Wydziału Prasy 2 Korpusu, wspominał jednak, że w latach 1944–1945 tylko dzięki wierszom Broniewskiego udawało się czasem oszukać brytyjską cenzurę, która uważnie łowiła w pismach wydawanych w armii Andersa i starała się tępić wszelkie antysowieckie aluzje. A po konferencjach przywódców ZSRR, USA i Wielkiej Brytanii w Teheranie, a potem Jałcie, oddalających nadzieje na odzyskanie Polski w przedwojennych granicach, powodów do oskarżeń wobec aliantów było coraz więc cenzura zatrzymywała kolejny artykuł, w którym autor stawiał niewygodne pytania o przyszłość Polski, Giedroyc kazał drukować w jego miejsce wiersze Broniewskiego, który „był w tamtym czasie bardzo antysowiecki”. Te utwory, choć pesymistyczne, lepiej wpływały na morale żołnierzy niż politycznie najsłuszniejsze wypociny oficerów oświatowych, pisał w liście do Jerzego Stempowskiego. Zanim Brytyjczycy się zorientowali, udało mu się opublikować cztery czy pięć „trefnych” wierszy. Potem oddawane do akceptacji teksty Broniewskiego wracały z adnotacją „zatrzymać”.Po konferencji w Teheranie, na przełomie listopada i grudnia 1943 roku, wszyscy ci, którzy mieli jeszcze jakieś złudzenia co do losów Polski po wojnie, powinni byli je utracić. Broniewski napisał gorzki wiersz niewolnica naga, oto jesteśmy na targu, bicz historii nas smaga, słowo zamiera na wargach. Możni pytają: „Ile?”, stręczy historia-rajfurka, a przecież my – Termopile, huk dział i motorów furkot.[…] Wyją wkoło nas hieny, wzmaga się gwar targowiska, ale nikt nie odgadnie ceny naszej krwi i naszego nazwiska..To był jeden z tych utworów, które nie mogły liczyć na pobłażliwość angielskich cenzorów. Zezwolili na jego publikację tylko w ulotnym, mającym ograniczony zasięg, „Dzienniku Żołnierza Armii Polskiej na Wschodzie”.Po kolejnej konferencji „wielkiej trójki”, tym razem w Jałcie, powstał Przepis na poezję. Cenzor zakwestionował w nim trzy z dziesięciu strof, w których poeta choćby jedną linijką wspominał o wstydliwej dla aliantów kwestii granic („Obskubali nas, spustoszyli, / gnębili nas od stuleci…”). A jakby jeszcze było tego mało, groził nam „kwestia granic” z głosem obcych wyłącznym, bo my zrobimy powstanie w roku dwutysiącznym..Czujny kontroler uznał, że obraźliwy dla Wielkiej Brytanii jest nawet zwrot „…siostra Anglia nawala” w zwrotce o wygnańcach z Polski („Chodzimy po świecie szerokim – / szeroka, wygnańcza fala – / a to wszystko wyłazi nam bokiem / i siostra Anglia nawala”). Ale by nie konfiskować całej strofy, zastąpił skonfiskowaną linijkę nową, własnego pomysłu: „I serce się nasze użala”. A potem przybił stempel: Passed as corrected. „Postanowiliśmy tak pokiereszowanego wiersza w ogóle nie drukować” – wspominał miał także wiersz Homo Sapiens, w którym poeta zapowiadał, na kogo zrzuci bomby, gdy zamieni się w jednego z jeźdźców Apokalipsy, krążących nad ziemią. Na Berlin, za zbrodnię wojny. Na ludzi, którzy szczują przeciw sobie innych ludzi, by na kolejnych wojnach budować fortuny. I na winnych zbrodni druga bomba – w grób smoleński! Niechaj rycerze zmartwychwstaną i świecąc każdy piersi raną, świadectwo dadzą krwi męczeńskiej, tej krwi niewinnej, z ręki kata przelanej w obcą ziemię czerstwą, ze zgrozą, lecz milczeniem świata, za wolność, równość i braterstwo..Angielska cenzura nie miała najwyraźniej wątpliwości, kto jest winien zbrodni w lesie katyńskim. Gdyby, jak utrzymywała sowiecka propaganda, byli to Niemcy, wiersz nie natrafiłby raczej na przeszkody w druku. Ale w 1943 roku Stalin i Armia Radziecka byli już sojusznikami czuł się rzecznikiem emigracyjnej masy żołnierskiej, pisał Weintraub. Jego wiersze trafiały w odczucia ludzi wygnanych z ojczyzny i miotanych kaprysami historii między rozpaczą a euforią „dlatego, że były takie komunikatywne, że «materia lirica» znajdowała w nich wyraz prosty, bezpośredni, obcy intelektualnym konstrukcjom”.Jerzy Bazarewski, poeta, po wojnie na emigracji, wspominał wieczór poetycki Broniewskiego w Gazie. Podwyższenie ustawione wprost na pustynnym piasku, naprzeciwko kilkutysięczny tłum żołnierzy. Poeta recytuje pierwszy wiersz, drugi, gdy nagle widownia zaczyna płakać. „Płakali ludzie, których nie umiały doprowadzić do tego klęski życiowe i wszelkiego rodzaju nieszczęścia. Płakał również Broniewski” – wspominał to narastało w nim poczucie pustki. Nie bardzo miał czym zastąpić wiarę, której brutalnie go pozbawiono. Przed wojną wierzył w lepszy świat, w rewolucję, sprawiedliwość, komunizm, ale kilka ostatnich lat tę wiarę w nim zabiło. „Wiedział teraz, że to ustrój nieludzki – pisał Weintraub. – Miał tę wiedzę w szpiku kości”. Mógł o wszystkim, co wiedział, głośno krzyczeć, ale to nie wypełniało pustki w nim samym. Gdyby potrzebował jakiegoś dodatkowego powodu, by pić, to utracone złudzenia nadawały się do tego jak najbardziej. Choć innych powodów też nie brakowało. „Pił dużo. I potrafił pić od samego rana” – wspominał Weintraub. Ze łzami w oczach opowiadał, prawdziwie lub nie, jak przed wojną Maria Zarębińska co rano przynosiła mu do łóżka szklankę dodatku nie zawsze był rozumiany. Wiersz Monte Cassino, poświęcony bohaterskim zdobywcom bronionego przez Niemców klasztornego wzgórza, został zaatakowany w ukazującym się w Jerozolimie polskojęzycznym piśmie „Watra”.Broniewski pisał o Polsce, której nie ma; jej słupy graniczne zostały zrąbane we wrześniu 1939 roku i teraz trzeba ich szukać po całym świecie. W rytmie kaemow, w chrzęście pancerzy. Trzeba szukać w Italii, i w innych miejscach na świecie. Pogrzebać zabitych i iść dalej, aby stawiać i przestawiać graniczne granice – „póki żyjemy”, wszędzie, gdzie nasi walczą i giną. Gniewnie idziemy, krwawo idziemy, nasze granice w Monte Cassino..Broniewski opiekował się w Palestynie, pewnie w swoim przekonaniu najlepiej jak można, młodymi poetami. Zaprosił kiedyś do siebie Artura Międzyrzeckiego, wtedy dwudziestoletniego podchorążego, po wojnie znanego poetę i tłumacza. Szybko – jak zwykle u Broniewskiego – przeszli „na ty”, później poeta zaproponował młodszemu koledze, że pokaże mu swoją bibliotekę. „Było tam kilkadziesiąt… butelek różnych alkoholi! Na pewno był wiernym czytelnikiem swojej biblioteki” – wspominał samego wieczora był u Broniewskiego Zdzisław Broncel, współpracownik „W drodze”, który po wojnie został na emigracji. Czytał Międzyrzeckiemu i Broniewskiemu swój poemat, a Broniewski dawał wyraz swojemu zachwytowi, stając na rękach. „Czasem stawał na rękach trzymając się blatu stołu!” – zapamiętał Tadeusz Sowicki, kolejny młody poeta-żołnierz Brygady Karpackiej, a po wojnie scenograf teatralny, autor tomu Zwrotnik Wilkołaka, dostał Krzyż Walecznych, Broniewski ogłosił: – Teraz Sowicki jest poetą, każdy dobry poeta winien mieć Krzyż się z Juliuszem Mieroszewskim, po wojnie jednym z filarów paryskiej „Kultury”. Został nawet ojcem chrzestnym jego córki Moniki. „Pisał zabawne wiersze na jej cześć” – wspominał Jerzy służył najpierw w Brygadzie Karpackiej, później w 2. Korpusie, więc urlopy spędzał zwykle w Jerozolimie. Widywali się wtedy z Broniewskim codziennie w uroczym jerozolimskim zaułku, gdzie rosło widoczne z okna pokoju poety drzewo pieprzowe.– Mieszkam tam, gdzie pieprz rośnie – mawiał Mieroszewski przyjeżdżał na urlop słyszał od poety to samo sakramentalne pytanie:– Krzyż Walecznych masz?– Nie jestem poetą, mnie to nie obowiązuje – odpowiedział Mieroszewski. Krzyż Zasługi z Mieczami, który dostał na koniec wojny, Broniewski uznał za odznaczenie „magistrackie”.„Wypiliśmy razem hektolitry koniaku riszońskiego, znacznie mniej latruńskiego, który był droższy” – wspominał Mieroszewski. Inni Polacy coraz częściej pili koniak z wodą, idąc za przykładem Anglików, zdaniem Broniewskiego bardzo złym. Ułożył nawet na ten temat fraszkę – „Ustawicznie polskie błędy – dużo wody, mało brandy”. A sam wydrukował sobie wizytówki, które wręczał znajomym:Władysław Broniewski Prezes Kuli Ziemskiej Prosi WPana na wódkę. Mieroszewski taką wizytówkę dostał..Najczęściej spotykali się w ulubionej knajpie obu, prowadzonej w Jerozolimie przez węgierskiego Żyda Finka. Przy gulaszu i węgierskiej muzyce pochłaniali tam niewiarygodne ilości alkoholu, wspominał Mieroszewski. Po jednej z popijaw – był styczeń, w Jerozolimie bywa wtedy bardzo zimno i deszczowo – wyszli na ulicę, której rynsztoki po całonocnej ulewie zmieniły się w wezbrane górskie potoki.– Nic zdrowszego nad poranną kąpiel i szwedzką gimnastykę – oświadczył Broniewski i ułożył się w rwącym rynsztoku jak w wannie. Mieroszewski i towarzyszący im Stefan Arnold ledwo go wyciągnęli. „W przemoczonym grubym płaszczu wydawało się nam, że waży tony” – wspominał dojechali „gdzie pieprz rośnie”. Tam otworzyli kolejną butelkę… oczywiście wyłącznie po to, żeby uniknąć przeziębienia.„Bywał męcząco szlachecki w stylu życia. Do kategorii czasu, pieniędzy, przepisów porządkowych odnosił się z sobiepańską fantazją” – pisał Mieroszewski. Ale zapamiętał też letnią noc, podczas której Broniewski czytał mu w swoim pokoju wiersz wiosno… Kto walcząc uchodził spod gromu, kto dom swój postradał i drogę do domu, ten nie wie, co począć ze swoją rozpaczą, i łzami się dławi, bo oczy nie płaczą, i milczy – bo jakże to mówić i komu? .Mieroszewski poczuł chłodny dreszcz, jakby nagle powiał skądś wiatr. Wstydził się swojej reakcji, wydała mu się niegodna intelektualisty. „Ale czy poezja, która starsza jest od nauki i uładzonego intelektu – nie ma jakich powiązań z tym, co w nas pierwotne i pierwsze?” – stłumieniu przez Niemców powstania w warszawskim getcie Broniewski napisał wiersz Żydom polskim. Składał hołd Synom Machabeuszy, którzy podjęli walkę, rozpoczętą we wrześniu 1939. Bez cienia nadziei na zwycięstwo stanęli przeciwko Niemcom. Żeby pokazać, że potrafią umierać zaświeci nam niebo ponad zburzoną Warszawą, gdy zakończymy zwycięstwem krwawy nasz trud wieloletni: każdy człowiek otrzyma wolność, kęs chleba i prawo i jedna powstanie rasa, najwyższa: ludzie szlachetni..Zadedykował wiersz Szmulowi Zygelbojmowi, który popełnił w Londynie samobójstwo, próbując zwrócić uwagę świata na mordowane w Warszawie getto. Potem napisał jeszcze kilka wierszy poświęconych losowi Żydów, wśród nich dramatyczne, mickiewiczowskie w duchu Ballady i romanse o opustoszałym żydowskim miasteczku, po którym biega naga, oszalała z bólu („Mama pod gruzami, tata w Majdanku”) trzynastoletnia Ryfka. Czasem ludzie litują się nad nią, dają bułkę albo grosz, aż któregoś dnia w miasteczku pojawiają się SS-mani prowadzący Jezusa.„Słuchaj, Jezu, słuchaj, Ryfka, sie Juden, za koronę cierniową, za te włosy rude, za to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni, obojeście umrzeć powinni”.I ozwało się Alleluja w Galilei, i oboje anieleli po kolei, potem salwa rozległa się głucha… „Słuchaj dzieweczko!… Ona nie słucha…”.Chcąc oddać miarę tragedii, Broniewski zestawił los Żydów z losem krzyżowanego Chrystusa. W świecie ateizmu nie znalazł równie mocnej maju 1944 roku zaczął pisać Banię z poezją. Miała być dziełem na miarę Pana Tadeusza i Beniowskiego, choć najbliżej jej do Kwiatów polskich Tuwima. Wiktor Weintraub porównał poemat do Oniegina Aleksandra Puszkina. Pisał: „Różnił się od tamtych zamaszystością, szorstkością, pewną brulionowatością, żołnierską nutą”. Pięcioczęściowa opowieść o epopei Polaków po klęsce wrześniowej – z elementami autobiograficznymi – zamierzona została na dziesięć tysięcy w lipcu w dwutygodniku „W drodze” pierwsza część Bani… wzbudziła zachwyt. Pisano, że to poetycki klejnot, utwór o szerokim oddechu i wielkiej formie, a Broniewski zasiadł do kolejnej części. Ale nie zdążył wiele napisać. Wybuchło powstanie warszawskie. Przyglądał się z daleka, jak umiera miasto, któremu poświęcił tyle wierszy.„Jestem rozklekotany fizycznie i psychicznie. Piszę dużo, ale nie lubię tego, co piszę” – donosił córce. Bał się o Marię Zarębińską (nie wiedział, że jest w obozie) i Majkę, o których nie miał żadnych informacji. Gruzy, w jakie została obrócona Warszawa, da się odbudować, bliskich, którzy zginęli – odzyskać nie będzie roku próżnowała „Bania z poezją”. Czemu? Od Powstania w Warszawie – źle poetą być, i wolę grzęznąć w ciężkie smutki (na rym czytelnik czeka: wódki – Nieprawda: wolę nie chcieć żyć). I choć tak nie chcę, choć tak wolę, zalewam rozpacz alkoholem[…].Nie ukończył poematu. Znamy tylko 560 wersów z planowanych dziesięciu tysięcy, choć w liście do Tuwima Broniewski chwalił się, że ma już gotowe około półtora tysiąca. Ile było ich naprawdę? Kartki rękopisu przechowywane w muzeum poety w Warszawie noszą wyraźne ślady przycinania, przypuszczalnie część z nich została usunięta. Bania… miała opisywać losy Polaków podczas II wojny światowej, a więc także losy milionów ludzi wywiezionych i wtrąconych do sowieckich więzień. Być może Broniewski wracając do kraju wolał się ich pozbyć. „Z tych samych chyba powodów brak jest autografów wierszy o wymowie antysowieckiej Tułacza armia, Wszystko jedno nam żołnierzom, Przepis na poezję” – napisała Lichodziejewska. Mogło tak być. Bania… była w Polsce do roku 1989 publikowana tylko raz, w tygodnikach „Odrodzenie” i „Przekrój” w 1946 roku, i to z cenzorskimi dokończył Bani z poezją z jeszcze jednego powodu. Gdy otrząsnął się po klęsce powstania i znów zaczął pisać (drugą część Bani… „W drodze” opublikowało w styczniu 1945 roku), otrzymał wiadomość o śmierci Marii Zarębińskiej w obozie w Oświęcimiu. „Zaczął teraz pić na umór. […] Pijaństwa kończyły się z reguły atakami płaczu. Na całe dnie znikał z domu” – wspominał Weintraub. Owszem, pisał, ale były to wiersze poświęcone Marii, które weszły później do ich wspólnego tomu Ręka UrbanekFragment książki “Broniewski. Miłość, wódka, polityka”, Wydawnictwo Iskry. Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 lutego 2020
Mimo iż dzieło Władysława Broniewskiego zostało opublikowane 123 lata po premierze tomiku „Ballady i romanse” Adama Mickiewicza, to należy traktować je jako ukłon dwudziestowiecznego poety w stronę romantycznego wieszcza. Podobieństw między wierszami jest mnóstwo. Dotyczą zarówno strony formalnej (przynależność do tego samego gatunku literackiego, czyli ballady), jak i poruszanej problematyki czy kreacji głównych bohaterek. Punktami stycznymi liryków są ich pierwsze wersy (”Słuchaj dzieweczko! Ona nie słucha…/ To dzień biały, to miasteczko…”), będące zapowiedzią opowieść o dwóch obłąkanych dziewczynkach. U Broniewskiego występuje trzynastoletnia, rudowłosa Żydówka Ryfka, przeżywająca szok i załamanie psychiczne po tragicznej śmierci rodziców w czasie II wojny światowej. Jest ona odpowiednikiem rozmawiającej ze swoim martwym ukochanym Jaśkiem, Mickiewiczowskiej Karusi. Obie dziewczynki nie potrafią pogodzić się ze śmiercią ukochanych osób i odnaleźć się w nowej rzeczywistości („Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha”), w której są zdane tylko na siebie i muszą stawić czoło problemom dnia codziennego – u Karusi jest to życie bez narzeczonego, u Ryfki – bez rodziców. Podobieństwo między wierszami widać także w stworzeniu scenerii dla opowiadanych historii. Mamy zatem małe, zamknięte przed obcymi miasteczko, w którym szaleństwo nagiej Ryfki i rozmawianie z duchami Karusi stają się niecodziennym wydarzeniem i powodem ciekawości przechodniów i gapiów. Opis prostych mieszkańców miasteczka jest punktem wyjściowym dla kolejnej cechy wspólnej obu wierszy – reakcji otoczenia na niecodzienne zachowanie dziewcząt. Nie widać w jego postępowaniu śladu drwiny czy chęci dokuczenia bohaterkom. Prostych obywateli cechuje współczucie i chęć pomocy, choć w przypadku „Ballad i romansów” jest ona trochę powierzchowna: „Przejeżdżał chłop, rzucił grosik, przejeżdżała baba, też dała cosik, przejeżdżało dużo, dużo luda. każdy się dziwił, że goła i ruda”. Obojętność przechodniów na los pozostawionej sobie Ryfki wynika może z przeżyć, jakie były ich udziałem. Wojna zabiła w nich wszystkie ludzkie uczucia, nie było miejsca na empatię czy litość w dobie ciągłych bombardowań, łapanek czy ciągle powstających obozów. Prócz wielu oczywistych podobieństw – „Ballady i romanse” nie są identyczne, jak dzieło Mickiewicza. Po pierwsze Broniewski nie zrealizował wszystkich formalnych wymogów ballady (na przykład dobro nie zwycięża zła – Ryfka i Jezus giną). Choć opowieść o Ryfce pełna jest charakterystycznych dla tego gatunku powtórzeń i przenośni, otwiera i zamyka ją to samo zdanie ("Słuchaj, dzieweczko! Ona nie słucha.../To dzień biały, to miasteczko..."), to jednak tematyka poruszona przez Broniewskiego jest bardziej dramatyczna, niż obecna w dziele Mickiewicza. Mimo iż oba utwory opowiadają o tragicznych doświadczeniach młodych dziewcząt, nie można zestawiać straty ukochanego chłopca z traumą wojennych wspomnień, śmiercią rodziców i bezpowrotnym końcem dzieciństwo. Podobnie jest z tłem opisywanych historii. Karusia żyje w małym, spokojnym i bezpiecznym miejscu, gdy tymczasem Ryfka szuka martwych rodziców na ruzach zbombardowanego miasta, w którym pełno jest rozkładających się ciał, krwi i poszukujących Żydów SS-manów.